Alkoholowa Horda
Z dziecięcych lat… frustracje
życie nie jest beztroskie,życie
to nie wieczne …wakacje.
był taki okres ,że w domu się nie przelewało,
był czas,że…się..głodowało..i pod domem garowało.
czas wódki i słownych szturchańców ,przykrości.
był to czas ,mej bezradności, mej nie umiejętności.
nieumiejętności… radzenia sobie z dorosłych problemami.
byłam z tym sama, bo mama…już się poddała.
a ja z tym sama, sama… JA mała.
Byłam małą kobietą z zostawionym domem
na głowie. uczyłam się średnio,i kto mi
to wytknie,kto mnie to jeszcze wypowie.
ściany domu nasiąknięte były bólem , niemocą.
Sufity uginają się od bezradności,złości.
już nic nie przyjmą więcej, one się tym pocą
jak by się dało… to by źródełko z emocjami
wytryskiwało, jak głęboka studnia bez dna.
Była bym się w niej utopiła.
wpadła jak topielica..
bez życia, bez perspektyw,
(wcielone zło..)
Diabła uczennica!
Cierpienie miałam chyba na czole wytatuowane,
życie w samotności ,w poduchę pół życia przepłakane.
A MAMA…. rzucona w kąt(domu)
katowana, kopana po głowie..
Ściany wtedy milczą ,a sąsiadka, sąsiedzi
żaden nie zareaguję,żaden nic nie powie,
ludzkie przyzwolenie.
żaden nic nie czuje,
domowe więzienie.
Chore to życie, chora i ja
nawet chory to pisze, z dupy „poeta”.
a temat pozostaje nierozwiązany.
Kat oprawca nadal jest w swym świecie butelki
samoistnie ,dobrowolnie opity,myślami upijany.
Diabeł czy czort do czary ognia dolewa..
nikt go nie kocha…o tym szumią drzewa.
Mityczna miłość do oprawcy..się skończyła.
Mała ja …już jako dorosła ,kobieta..krzyżyk
na drogę ojcu zaznaczyła. miłość nie zaznała.
wiec i ona go ..już nie kochała.